Dzień dobry witam państwa serdecznie. Zaprosiliśmy tu dziś na wywiad pana Prezesa Andrzeja Dziurę, jest on absolwentem krakowskiego AWF-u, któremu potem pomagał w pracy trenerskiej, ale ja myślę, że chcielibyśmy Andrzeju zacząć od… opowiedzieć Twój życiorys. Bo to można powiedzieć Twój życiorys, kiedy od najmłodszych lat kiedy, byłeś w szkole podstawowej, kiedy złapałeś bakcyla trenowania na kajaku. Może zacznijmy od tego. 

 Kajakarze z jednego bloku, wojsko i tęsknota z kajakami 

Andrzej Dziura: Moja przygoda z kajakarstwem zaczęła się w 1965 roku, był to taki moment, że  na osiedlach nie było co robić, grało się gumową piłką albo biegało się na wyścigi z metalowymi kółkami, jak żużlowcy. 

K: dodajmy, że jesteś urodzony i wychowany w Nowej Hucie

A: Urodziłem się w 1952 roku w Nowej Hucie w szkole rodzenia na osiedlu Willowym, nie było jeszcze szpitala Żeromskiego. Moja przygoda z kajakarstwem zaczęła się w 1965 roku, to były takie czasy, że na osiedlu nie było co robić, grało się gumową piłką albo biegało na wyścigi z metalowymi kółkami, jak żużlowcy. Jak miałem 13 lat, to na naszym osiedlu mieszkała Marysia Bem, wielokrotna medalista mistrzostw Polski. Ona i kilku starszych kolegów Jasiu Stachowicz, który też pływali w Yacht Klubie, Krzysiek/Stasik  Wójcik, Krzysiek Kulis …, mieszkaliśmy w jednym bloku, można powiedzieć byliśmy z jednej klatki. Wtedy nie robiło się naborów do klubu, tylko koledzy namawiali jeden drugiego, przyprowadzali na przystań. W ten sposób na jesień ‘65 roku zacząłem chodzić na treningi. Wtedy było zupełnie inaczej, na treningi przychodziło 40 prawie 50 osób, a warunki były o wiele gorsze, nic to nie miało wspólnego z komfortem.  

K: brakowało kajaków i wioseł

A: Drewniane baraki bez ogrzewania, bez ciepłej wody, sanitariaty były na polu. Żeby na wiosnę można było zacząć pływać, to przez całą jesień i zimę skrobało się drewniane kajaki szkłem, a potem dopiero szkutnik nam je malował. Liczyło się kto pierwszy przyszedł na trening, ten szedł pływać, bo jeden kajaka przypadał na 3 nie raz 4 osoby. (Ale w miarę upływu czasu warunki się poprawiły,  i te sprzętowe i lokalizacyjne.) No i w takim czasie zaczynaliśmy, czterech chłopaków z jednego bloku i z jednego rocznika. Władek Kozłowski, Adam Kulis, Andrzej Sobota i ja zapisaliśmy się do [Yacht] Klubu, pływaliśmy “dwójki” i “czwórki”. Pierwszymi moimi trenerami, którzy nas tam prowadzili, był Józef Grzesiak i Jan Szwed i przy nich wychowywało się wiele dobrych zawodników.

I tak nas do tego ciągnęło. Najpierw kategoria młodzika, potem juniora, część chłopaków skończyła wcześniej, ale my z Adamem zostaliśmy praktycznie aż do wojska.  

 Żebyśmy mogli na wiosnę zacząć pływać, to przez całą jesień, zimę, to skrobało się szkłem, te drewniane kajaki, a potem dopiero szkutnik nam je malował i kto przyszedł pierwszy, ten szedł na trening, bo zawsze do jednego kajaku były 3 nie raz 4 osoby wpisane, żeby sobie popływać. Ale w miarę czasu warunki i lokalizacyjne i sprzętowe się poprawiały, no i w tym okresie zaczynaliśmy, w tamtym momencie z jednego bloku, jednej klatki było nas 4 chłopaków z jednego rocznika. I cała nasza czwórka zapisała się do klubu, i wiadomo pływaliśmy dwójki i czwórki, to był Władek Kozłowski, Adam Kulis, Andrzej Sobota i ja.  i tak nas ciągło. Najpierw w kategorii młodzika, potem juniora, część chłopaków skończyło wcześniej, a myślmy z Adamem zostali do czasu, praktycznie  jak poszliśmy do wojska. Pierwszym moim trenerem, który nas tam prowadził, był Józef Grzesiak i Jan Szwed i przy nich wychowywało się właściwie wiele dobrych zawodników.

K: to może powiedz teraz w którym roku poszedłeś do wojska?

A:  Tu mam zapisane, że zawodnikiem Yacht Klubu byłem od ‘66 do ‘75 roku, do wojska poszedłem w 1971 na jesień, ‘73 wyszedłem. Czyli praktycznie miałem tylko rok przerwy, ‘72 rok, kiedy nie startowałem, miałem tę przyjemność, może i historyczną, że startowałem w pierwszej ogólnopolskiej spartakiadzie …. to było ‘69, druga była w ‘71, bo to było wtedy zamiast mistrzostw polski, była organizowana spartakiada. Startowałeś Ty, Paweł Podgórski, Jurek Waga, tu można powiedzieć cała nasza śmietanka kajakowa z tamtych lat i to się bardzo miło teraz wspomina.  

W 1971 roku, na jesień, poszedłem do wojska, były takie propozycje, no takie zamiary, żeby… trener nam naobiecywał.. Zawisza, no ale wyszło tak jak wyszło, dwa lata odsłużyłem dla ojczyzny

K: Czy przez te dwa lata duża była tęsknota za tymi kajakami ?

A: Była i to  straszna, też miałem to szczęście, czy nieszczęście, że trafiłem razem z moim partnerem z “dwójki” Adamem Kulisem  do  tej samej jednostki wojskowej na szkółkę do nowego dworu mazowieckiego, bo to była szkoła łączności, ja poszedłem jako radiotelegrafista, on został telefonistą. Po skończeniu tej szkoły rozsyłali ludzi po wszystkich jednostkach w Polsce, znowu dali nas razem, tym razem do Wrocławia  do …opelotki… Jako sportowcy mieliśmy tam duże, można powiedzieć,  możliwości pokazania się, bo były organizowane różne zawody sportowe: podciąganie na drążku, podnoszenie ciężarów i biegi narodowe.  I Obaj, jako że byliśmy dobrymi biegaczami, startowaliśmy w tych biegach narodowych, ja na dystansie 5 km, Adam na 3 km, doszliśmy nawet do finałów ogólnopolskich. 

 Straszna była, akurat też miałem, to szczęście czy nieszczęście, że partner z dwójki, czyli Adam …Kulis…. poszliśmy do tej samej jednostki wojskowej, na szkółkę do nowego dworu mazowieckiego, bo to była szkoła łączności, ja poszedłem jako radiotelegrafista, on został telefonistą   i później  po tej szkole rozsyłali ludzi po całej, po wszystkich jednostkach w Polsce, znowu nas razem dali do Wrocławia, do …opelotki.. No i tam można powiedzieć wtedy jako sportowcy, mieliśmy tam, takie duże możliwości pokazania się, bo były organizowane takie różne zawody sportowe, podciąganie na drążku,  podnoszenie ciężarów no i biegi narodowe. I obaj, jako, że byliśmy bardzo dobrymi biegaczami startowaliśmy w tych biegach narodowych, ja na dystansie 5 km, Adam na 3 km, tam doszliśmy nawet do finałów ogólnopolskich. 

K: z tego co pamiętam, to ty po zakończeniu służby wojskowej zacząłeś taki ostry, twardy trening w kajakach. Powiedź coś o tym 

A: Pytałeś czy była duża tęsknota z kajakarstwem.  Jak służyliśmy w wojsku, to jeździliśmy na taką placówkę poza miasto, tam zrobiliśmy sobie betonowe sztangi i na ławeczkach w ramach przerwy siedzieliśmy i  rurkami wiosłowaliśmy na sucho. Tylko tak mogliśmy sobie potrenować.  bo jeszcze pytałeś czy była tęsknota, bo jeżeli żeśmy służyli w wojsku, to jeździliśmy na taką placówkę poza miasto, to tam, żeśmy sobie zrobili betonowe sztangi, także na ławeczce w ramach tam jakiejś przerwy, rurki takie jak wiosła, żeśmy siedzieli i na sucho, żeśmy wiosłowali. No ale, tak wtedy było

K: takie były możliwości 

A: Tak, ale po prostu  wojsko było wymuszoną przerwą w treningu. Po powrocie, na jesień ‘73 roku wystartowaliśmy  na “dwójce” w ? maratonie Czernichów-Kraków.  

 Były możliwości, ale po prostu wtedy  wojsko było wymuszoną przerwą [w treningu] 

No ale tak jak mówię, po powrocie z wojska na jesień  w ‘73 jeszcze, żeśmy wystartowali na maratonie Czernichów- Kraków na dwójce, 

K: to było zawsze na wiosnę

A:  To było na jesień, więc prosto po wyjściu, praktycznie z marszu wsiedliśmy w kajaki i popłynęliśmy. Śmiali się z nas, że o jacy zawodnicy przyjechali. Ale jak mieliśmy popłynąć, nie wiosłowaliśmy dwa lata, ale przepłynęliśmy ten maraton, a na wiosnę zaczęliśmy, można powiedzieć, ostro trenować.    nie no pamiętam, to było na jesień, prosto praktycznie z marszu wsiedliśmy w kajaki i popłynęliśmy. Mówili, że o jacy zawodnicy przyjechali. A co my mogliśmy popłynąć jak myśmy dwa lata nie wiosłowali, ale przepłynęliśmy ten maraton, no i na wiosnę zaczęliśmy już można powiedzieć ostro trenować.