K: Dobrze, może żebyśmy trochę odpoczęli od kajaków, to opowiedz o swojej przygodzie z gołębiami 

A: To gołębie pojawiły się w moim życiu w latach 80-tych i są do tej pory. Jak zaczynaliśmy jeszcze na starej przystani, drewnianej, to wybiliśmy  u góry w szatni taką małą dziurkę i tam mieliśmy cztery białe gołębie, dwa garłacze i trzy pocztowe. Każdy przynosił z domu kromkę czy troszeczkę ryżu, one się zlatywały, my je karmiliśmy i tam siedziały. Potem poszedłem do wojska, a  gołębie ktoś sobie zabrał. Po powrocie dzięki Stanisławowi Zimnemu rozpocząłem pracę w Kapri, trenowałem dla Nadwiślanu i musiałem mieć możliwość wyjazdów na zawody, być zwalniany na obozy i wszystko, jak pracowałem na kombinacie, to nie było takiej możliwości. Tam poznałem takiego przyjaciela, starszego już hodowcę, który miał gołębie jeszcze przed wojną. Na początku pomagałem mu w wolnych chwilach, na takim budynki był gołębnik i tam robiłem światło itp. I jak były loty, to przychodziłem, kolega mówił “chodź pokobicujesz”. Teraz wszyscy mają elektroniczne zegary, zakłada się [gołębiowi] chipa, może cię potem nawet nie być na miejscu, a ptaki przylatują i się odbijają, a kiedyś trzeba było gołębia złapać, ściągnąć gumkę z nogi i odbić w zegarze. Kolega nie miał tam takiego zegara, ale 500-600 metrów od niego było dwóch hodowców, którzy mieli. No i jako, że byłem wtedy młodym wyćwiczonym sportowcem, to robiłem za łącznika. Jak przyleciał jakiś gołąb, to biegłem odbijałem i wracałem, no i tak z 10 razy robiłem taką rundę. Ale tak jak mówię, teraz są inne technologie.   

to gołębie były od lat 80-tych i są do tej pory, początkowo zaczynaliśmy jeszcze na starej przystani drewnianej, wybiliśmy w szatni taką małą dziurkę u góry i tak, żeśmy mieli 4 białe, dwa garłacze, 3 pocztowe. Każdy przynosił kromkę z domu, czy troszeczkę ryżu, one  zlatywały się, my je karmiliśmy i tam siedziały. A potem poszedłem do wojska, a gołębie zostały, zlikwidowane, ktoś sobie zabrał. A jak wróciłem rozpocząłem pracę w kapri (?) wtedy tam Stanisław Zimny… śp był dyrektorem, trenowałem dla Nadwiślanu, to tam mi załatwił taką pracę, że mogłem, bo po prostu chodziło o to, żebym mógł być zwalniani  na zawody, na obozy, na wszystko, a jak pracowałem na kombinacie, to takiej możliwości nie było. No i tam takiego przyjaciela, starszego już hodowcę, który już przed wojną hodował gołębie, poznałem, najpierw pomagałem mu, bo on tam na budowie na takim budynku gołębnik, i tam robiłem światła to tamto, w wolnych chwilach, no i jak były loty to przychodzili, chodź pokibicujesz. Teraz mamy wszyscy elektroniczne zegary, zakładach chipa, może cię nie być, a gołębie przylatują i się odbijają, a kiedyś trzeba było gołębia złapać, ściągnąć gumkę z nogi i odbić w zegarze. Kolega tam nie miał tego zegara, ale jakieś 500-600 metrów od niego było dwóch hodowców, co mieli zegary, no i wtedy, że byłem młody sportowiec wyćwiczony, to robiłem za łącznika

K: biegałeś

A: jak jakiś przyleciał, to dawał i jak do kolegi odbijam i z powrotem, no i tak z 10 razy taką rundę mu  zrobiłem, to nie raz tamten kolega był zdziwiony. Ale to tak jak mówię, są nowe technologie. 

K:  ale powiedziałeś przed chwilą, że do dziś jesteś hodowcą, tak? 

ale powiedziałeś nam przed chwilą, że do dzisiaj jesteś już

A: Tak, mam gołębie do dziś i należę do Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w oddziale Nowa Huta, przez 6 lat byłem tam też prezesem, ale nie ma co brać za dużo obowiązków, nabrać wszystkiego, a nigdzie nie działać, od 12 lat jestem tam przewodniczącym komisji organizacyjnej oddziału i okręgu, pomagam tyle na ile mogę. Także, gołąbkami zajmuje się do dziś, byłem czterokrotnym mistrzem oddziału, supermistrzem oddziału    

 No mam gołębie do dzisiaj i należę do Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w oddziale Nowa Huta, przez 6 lat też tam byłem prezesem, ale mówię za dużo obowiązków, nabrać wszystkiego, a nigdzie nie działać, od 12 lat jestem tam jako przewodniczący komisji organizacyjnej oddziału i okręgu, tyle na ile to im pomagam. Także gołąbkami zajmuję się do dzisiaj. Byłem czterokrotnym mistrzem oddziału, supermistrzem oddziału,  

K: no właśnie opowiedz nam, ale jaśniej nam opowiedz

A:  Można powiedzieć, że się szczycę… Był taki lot z Watykanu, organizowany przez Polski Związek Gołębi Pocztowych, w momencie gdy Jan Paweł II  leciał na światowe dni młodzieży do Kanady. Przywieziono z Polski około 20 tysięcy gołębi, chyba trzy kabiny i był robiony tak zwany lot narodowy, to było do pokonania ponad 1 500 km, Morze Śródziemne, Alpy, to wszystko. Ja dałem dwie samiczki, w tym jedna wróciła po 5 dniach. Pierwsze gołębie były gdzieś tak po 3 i pół dnia, można powiedzieć, że dla takiego ptaka to był supermaraton. Jest wypuszczony w miejscu w którym nigdy nie był, kieruje się tylko własną nawigacją, musi przez te kilka dni unikać niebezpieczeństw np. jastrzębi czy jak nocuje, żeby go jakiś kot czy kuna nie zjadła, musi się napić, coś musi zjeść…

… byłem drugi, ale mam też, szczycę się – nie szczycę się. To był lot z Watykanu organizowany przez Polski Związek Hodowców Gołębi Pocztowych, w momencie gdy Jan Paweł II  leciał na światowe dni młodzieży do Kanady. No i w tym dniu przywieziono z Polski około 20 tysięcy gołębi, chyba trzy kabiny i był tak zwany lot narodowy robiony, to jest ponad 1 500 km do pokonania, morza śródziemnego, Alpy, to wszystko. No ja dałem , dwie samiczki, w tym jedną miałem po 5 dniach, która ma do tej pory dyplom i to wszystko ma na ścianie i uważam to 

K: co to znaczy po 5 dniach? 

A:  5 od momentu wypuszczenia dni tutaj leciała, ale pierwsze gołębie były gdzieś tak o 3 i pół dniach, więc supermaraton można powiedzieć dla tego ptaka, no bo ten ptak jest wypuszczony w miejscu w którym nigdy nie był, nie zna, musi się własną nawigacją kierować, przez te dni unikać niebezpieczeństw: jastrzębi, jak nocuje gdzieś w nocy, żeby go jakiś kot, kuna nie zjadła czy coś, musi się napić, musi coś zjeść

K: Czy oprócz twoich dotarły inne  polskie gołębie?

a inne polskie gołębie też dotarły oprócz twoich?

A:  Nie no dotarły, mój był piąty w małopolsce. A te które wróciły, to myślę, że  tylko jakieś 18 do 20 procent. Reszta zginęła, po prostu nie dała sobie rady, a lot był wymagający.

No i do dziś zajmuję się gołębiami, w ramach odskoczni, jestem już można powiedzieć zasłużonym emerytem, gołębie mam na przystani, więc poświęcam czas gołębiom i zawodnikom. Siedzę i patrzę, a tak to musiałbym jechać gdzieś na działkę. Sprawia mi to dużą przyjemność, dużą frajdę. Największa radość jest jak zobaczysz pierwszego głębia, ja z góry tak nieraz szybuje, jak dosłownie pajączek taki malutki i coraz większy, coraz większy i nagle bach! Siedzi na desce. Bo to w zależności od warunków, jak jest ładna pogoda z wiatrem, to idą bardzo wysoko, a jak przybocznym czy pod wiatr, to idą chować się za drzewami.    

Nie no to dotarły, ja miałem piątego w małopolsce, a z tego wróciło, ja wiem? Jakieś 18 do 20 procent tylko. Reszta po prostu zginęła nie dały sobie rady, był wymagający lot, taki maratoński. No i do dzisiaj jeszcze się zajmuję tym, w ramach odskoczni, jestem już, można powiedzieć zasłużonym emerytem, przychodzę, głębie mam na przystani, poświęcam czas gołębiom i zawodnikom. Siedzę i patrzę, a tak to musiałbym gdzieś na działkę jechać. Sprawia mi to dużą przyjemność, jest to duża frajda. Największa radość jest jak zobaczysz pierwszego głębia, ja z góry tak nieraz szybuje, jak dosłownie pajączek taki malutki i coraz większy, coraz większy i nagle bach! Siedzi na desce. Bo to w zależności od warunków, jak jest ładna pogoda z wiatrem, to idą bardzo wysoko, a jak przybocznym czy pod wiatr, to idą za drzewami się chować, dlatego przy samej ziemi