K: Pod koniec twojej kajakowej kariery jako zawodnika, razem ze swoim kolegą Zdzisławem Szubskim postanowiliście przepłynąć z Oświęcimia na Westerplatte dla uczenie wybuchu II wojny światowej.    

A: Tu sytuacja wyglądała następująco, ja nie planowałem czegoś takiego, nawet mi się pewnie nie śniło, to wszystko Zdzichu 2-3 lata planował, że popłynie ten rekord.

Tu sytuacja była następująca, ja po prostu nie planowałem czegoś takiego, nawet nie wiem czy mi się śniło czy nie śniło, bo to Zdzichu planował z 2-3 lata, że popłyną ten rekord 

K:  Może powiedzmy coś o Zdzichu, jak się poznaliście? 

Może powiedzmy coś o Zdzichu, że on też pływał na kajakach    

A:  W tamtych latach było dużo stowarzyszeń sportowych, START, Gwardia, Wojsko, Spółdzielcy Budowlani, Zdzisiek był wtedy członkiem klubu Astoria Bydgoszcz, ja byłem w Nadwiślanie, oba te kluby były startowskie – było 12 klubów, które liczyły się w kajakarstwie i były właśnie zrzeszenia START.  

Także ścigaliśmy się na mistrzostwach polski, dodatkowo na tych startowskich, no i parę razy byliśmy na zawodach międzynarodowych, bo w swojej karierze startowałem też w reprezentacji Polski, w …….. i na maratonach zająłem ogólnie 4. miejsce, gdzie tam na sześć maratonów wybierało się trzy najlepsze, ja startowałem tylko w trzech, bo na resztę nas nie wysłali. Wygrałem wtedy maraton w Niemczech, w Londynie, to był maraton na 110 km, był podzielony na trzy etapy i w Bratysławie, potem to już było praktycznie po zawodach, miałem sobie zrobić przerwę i nage dostałem telefon w ostatniej chwili, można powiedzieć, że pojechałem z rzutu można powiedzieć i zająłem 6. miejsce, w ogólnej punktacji inni mieli możliwość wybrania z sześciu najlepszych, ja miałem tylko trzy na trzy, więc z tych trzech byłem czwarty, a  to też uważam za dobry wynik, z Krzyśkiem Szczepańskim startowałem i to też był grandp…. na Warcie w Poznaniu, tam było 50 km , zajęliśmy drugie miejsce, przegraliśmy tylko z dwójką angielską.

No Zdziśka znam po prostu z tego, że w tych latach było dużo stowarzyszeń takich sportowych, Start, …. Gwardia, Wojsko, spółdzielcy budowlani, no i Zdzisiek był nawet członkiem klubu Astoria Bydgoszcz, który był klubem startowskim , a ja też byłem, bo Nadwiślan to też jest startowski (?), ……………..? tak jak i tam 12 klubów, które liczyły się w kajakarstwie, to były zrzeszenia sportowego Start  

Także z nimi żeśmy się ścigali na mistrzostwach polski, dodatkowo na tych startowskich ? no i parę razy my tam byli na zawodach międzynarodowych, bo w swojej karierze też startowałem w reprezentacji polski na kajakarstwie, w …grandprie..  i w maratonach zająłem ogólnie 4. miejsce, gdzie tam na sześć maratonów wybierało się trzy najlepsze, ja startowałem tylko w trzech, bo na resztę nas nie wysłali. Wygrałem wtedy maraton w Niemczech, w Londynie, to był maraton na 110 km, był podzielony na trzy etapy i w Bratysławie, potem to już było praktycznie po zawodach, miałem sobie zrobić przerwę i nage dostałem telefon w ostatniej chwili, można powiedzieć, że pojechałem z rzutu można powiedzieć i zająłem 6. miejsce, w ogólnej punktacji inni mieli możliwość wybrania z sześciu najlepszych, ja miałem tylko trzy na trzy, więc z tych trzech byłem czwarty, a  to też uważam za dobry wynik, z Krzyśkiem Szczepańskim startowałem i to też był grandp…. na Warcie w Poznaniu, tam było 50 km , zajęliśmy drugie miejsce, przegraliśmy tylko z dwójką angielską.

K: dużo przegraliście?

A: nie, na samej końcówce nas odjechali. Nie no my nie mieliśmy wtedy pompek, nie mieliśmy bidonów, nie mieliśmy nic. Tamci byli wyposażeni, picie na plecach, tu rurka, my mieliśmy cztery pomarańczki w woreczku, nawet butelki z piciem, piliśmy wodę z Warty no to.. Jak w maratonie się patrzy ludzie biegają, nie napił się odżywki czy czegoś, to po 20 km zejdzie z trasy albo się przewróci, a tutaj jest… Na kajaku się dużo wolniej płynie, więc taki maraton to jest 2 i pół godziny, w granicach do 3 godzin nawet. No i to były takie sukcesy. Pamiętam, startowałem w reprezentacji na Słowacji, z Bogdanem Ostrowskim i też na dwójce na 1000 m, startowali wtedy Niemcy, Rumuni Węgrzy … Też my na 1000 metrów zajęliśmy 2. miejsce i też uważam… Sadzili nas prosto na zawody, ja poszedłem na szlak, przepłynęliśmy się, nie idzie, powiedziałem Bogdan wysiadaj zmiana, przesiedliśmy się i poszło. Sam wiesz, że osadę trzeba trenować, a jak wsiądzie dwóch. Tak jak do tanga potrzebna jest dwójca, tak ta dwójka nie pójdzie. No ale wsiedliśmy, popłynęliśmy i uważam, że bardzo dobrze. Nawet zadowolony byłem. Popłynęliśmy w dobrym czasie, a to jeszcze stare wiosła, płaskie,  na struerach? na drewnianych łódkach, a teraz się potrzy n te nowe łódki z neloplasteksy  ? to są można powiedzieć igiełki no i wiosła są takie, że dużo większą prędkość można…

K: powiedz jak długo przygotowywaliście się z Szubskim do tego startu tutaj, jak żeście się zgadali z tym wszystkim?

 A: on miał płynąć z Tomkiem Świerszczyńskim, to był zawodnik ze spójni Warszawa, też tam, oni razem chyba na czwórce trenowali w tej młodzieżowej kadrze, z tym, że Tomek  był bardziej typem sprintera i on się zgodził wszystko fajnie, a jak sobie potem przemyślał non stop jechać tyle dni, to zrezygnował jakieś 7-8 miesięcy przed ustaloną datą tego maratonu. Ale tutaj wtedy nasz kolega można by powiedzieć z Krakowa, Piotr Tomala, który poszedł na studia do Bydgoszczy i tam pływał w Astorii,i i Zdzichu chodził taki zafrasowany nie wiedział co i jak i powiedział: “Słuchaj, że no ja mam takiego kolegę z Krakowa, on to wie pan z kajaka nie wysiądzie, zadzwonię do niego, jak się zgodzi to popłyniecie.” Spotkaliśmy się chyba na zawodach i on mi proponuje, taka sprawa i ja się zgodziłem, no i jak się już zgodziłem to już nie wypadało się wycofywać. No i wtedy już tak można powiedzieć, byłem już trenerem, w ‘82 skończyłem studia, a w ‘85 popłynęliśmy maraton. Ale Zdzichu wiesz, on jako rada główna Startu i zrzeszenie w Bydgoszczy załatwili tę całą otoczkę. Cały czas motorówki z WOPR-u z nami płynęły, lekarz, sędziowie, to zgłosić do  Guinessa do wszystkiego, cały czas wzdłuż trasy, musiała jechać tak zwana obsługa techniczna, z ubraniem, wyżywieniem, zapasowym wiosłem itp.  [koniec video] 

K: ja pamiętam tu was ja z Oświęcimia przypłynęliście, pod zaporę w Dąbiu, chciałem ci powiedzieć, że wedy sobie pomyślałem, że raczej nie skończycie tego, ale się myliłem.  

A:  Krystian, jak wszędzie na świecie są ludzie, którzy ci dobrze życzą  i którzy by się cieszyli…

K: ja tylko żartowałem 

A: nie mówię tego do ciebie, żebym przypłyną z Oświęcimia pod Nadwiślan i tutaj wysiadł. Ale po prostu wiesz, zgodziliśmy się. Przyjechaliśmy, weszliśmy na dwójkę, płyniemy fajnie,  uważam, że była troszkę za mało wyporna, bo jeśli płyniesz tyle dni, jak masz spać w tej łódce i wszystko, to powinna mieć trochę wyższy pokład, taka stabilniejsza być, no i płetwę mieliśmy nie denną, tylko tą rufową, ale to była taka listeweczka, mniejsza od tego telefonu, ja mówię, słuchaj, że jeśli będziemy płynąć z prądem, to musisz mieć prędkość, żeby ster zadziałał, musisz szybciej od wody płynąć, jak będziesz płynąć równo z wodą, to ten ster w ogóle nie będzie reagować. I taki pierwszy moment, gdzie się ten ster nie sprawdził, to było tu, pod Kaziemierzem Dolny, tam są takie otwarte duże przestrzenie, Wisła rozlazna i boczny wiatr, to musieliśmy się tak po mieliznach, po krzakach chować,  

K: wiosłami pomagać przy sterowaniu 

A: no i ostatnia w Tczewie, wpłynęliśmy na martwą Wisłę, bo Wisła płynie tam…….

K: dobrze cofnijmy się jeszcze, powiedz nam coś o kryzysach, co ci utkwiło w pamięci

A:  ja wtedy miałem kontuzję barku, 

K: w trakcie?  

A: nie w trakcie, trochę wcześniej, składaliśmy się na rękę z takim… Przyszedłem na imprezę , dużo zobaczyło, że przyszedł gość w obcisłej koszulce, sportowiec, to każdy chciał się składać. Jeden, drugi, w końcu trafił się taki, 140 kg wagi no i koniec. Albo mu dam rewanż albo będzie bijatyka. Co miałem zrobić, położył się gość, przeciągłem. No i tę kontuzję, to miałem 2-3 lata, bo to nie zrobiłeś żadnych zabiegów, samo się goi, przy nadwyrężeniu czy przy zmianach pogodowych, to rękę było czuć. No, ale jechał z nami lekarz, miał to cały czas pod tym, smarował, masaże, dostawałem, też środki przeciwbólowe.

K: z tego co pamiętam, to nawet spaliście w tych kajakach 

A: nie bo regulamin był taki, żeśmy mieli 5-10 minut przerwy, co 5-6 godzin, więc jak nawet nie raz jedliśmy na kajaku, spaliśmy na kajaku, potrzeby fizjologiczne to tam pierwszy drugi dzień, a potem to już, za przeproszeniem, nie oddało się moczu,bo to wszystko szło z potem, przy tej pracy. Pamiętam taki pierwszy moment krytyczny, to był jak żeśmy przepłynęli zaporę na kujawach i tam ta nysa nie dotarła w paru punktach, żeby dostarczyć nam jakiegoś banana, coś słodkiego, jakiegoś jedzenia, żeby przegryźć, czy picia. Myślmy jechali prawie do Koszyc, tak żeśmy się odwodnili, że dobrze, że taki Maciek z WOPR-u, on nas eskortował ten odcinek można powiedzieć od Łączan, bo potem to już przejął nas kielecki WOPR, on tam znał te rejony, gdzieś tam popłynął do brzegu i mówi płyńcie, ja was dogonię, przeskoczę przez wał, no i poszedł. Kupił nam wtedy jakieś dwie butelki wody mineralnej i soku, dogonił nas, to się trochę wzmocniliśmy, no ale jak się już raz odwodnisz, to się nie da wypić wiaderka, żeby to wszystko w organizmie momentalnie odnosi. Dlatego mówię, najgorszy kryzys  były tutaj te odcinki w Kazimierzu Dolnym, bo to już był chyba drugi dzień płynięcia, można powiedzieć dwie nieprzespane noce, no i to zmęczenie się tak nakładało nakładało, a jeszcze dodatkowo ten boczny i przeciwny wiatr, że płynęliśmy pod wiatr, tak jak mówię ta łódka, ten ster nie działał praktycznie w ogóle. Ja miałem ster skręcony całkowicie w prawo, to jeszcze musieliśmy wiosłować tylko na jedną stronę, żeby łódka była w stanie się odwrócić. Następne doby jak już organizm wszedł w ten rytm, chociaż nie był taki sprawny, to też mówię, musi być psychika, żeby człowiek przezwyciężył ból zmęczenie.   

K: powiedź mi, jak długo to trwało?

A: My żeśmy przepłynęli 969 km w pięć i pół dnia, na tym było planowane, że przepłyniemy 1000 km, ale to oni planowali, brali długość Wisły od źródeł, ale wiadomo, że od źródeł, to nie ma szans raz płynięcia, dwa, żeby płynęła motorówka z zabezpieczeniem. No i dlatego startowaliśmy od zerowego kilometra Wisły z Pławnej, to jest chyba 51. kilometr Wisły. Więc 969 km i to 51 km, to było by 1000 z hakiem

K: płynęliście koło obozu Auschwitz, tak?

A: nie no, jak pojechaliśmy na start, to tam jest taki hotel w Auschwitz, zajechaliśmy tam z całą ekipą, bo musieliśmy być dużo wcześniej, bo start był zaplanowany na godzinę 6 rano, pobudkę mieliśmy przed 5, zjedliśmy śniadanie,  jeszcze lekarz, który cały czas z nami jechał, robił ostatnie takie badania profilaktyczne, czyli zmierzył ciśnienie, tętno, to wszystko. No i poszliśmy pod ścianę śmierci i stamtąd pobraliśmy ziemię z prochami do urny i na Westerplatte przed pomnikiem była wysypana, no i po tym wszystkim, złożyliśmy te kwiaty i to wszystko, pojechaliśmy na start, ale to jeszcze było dosyć ciemno, kierowca pomylił drogi i kierowca pojechał nie na ten most co trzeba, tylko most wyżej, no ale już nie było czasu się przemieszczać, no to sędziowie uznali, że dopiszą nam 5 km do tej trasy. No bo tam są dwa mosty, jeden płynie na Oświęcim to jest chyba ……., a drugi jest na Tychy.   

No to wystartowaliśmy z tego mostu, no i już to wszystko poszło, start honorowy był o godzinie 12, więc też żeśmy tak kalkulowali, żeby być na 12 przy Dzwonie Zygmunta, startowaliśmy spod Nadwiślanu.

K: Woda dość wysoka była, jak płynęliście? Bo dzisiaj… 

A: Znaczy na tym odcinku, tutaj nie, potem jak żeśmy płynęli , jak już wpadała Raba, Dunajec, troszkę wody poszło, ale znowuż tam dalej to już ona się rozlewam, także okolice Warszawy, Włocławka, także to już nawet nie było znać, a no i tutaj jeszcze właściwie przy tym starcie honorowym, właśnie ten kolega, który mnie do gołębi namówił, kolega Józek świętej pamięci, na wysokości Wawelu przywiózł razem z kolegami 5 czy 6 klatek gołębi i jak żeśmy płynęli to oni puścili na sygnał, żeby nas pożegnały, na dobry znak. No i to się tak wszystko.

Później następny kryzys był, już można powiedzieć ostatnia noc, bo rekord który mieliśmy pobić, to był  chyba 775 km ustanowiony przez kajakarzy z Niemiec, z tym, że oni to płynęli 12 dni, to nie wiem czy płynęli po jeziorach czy na turystycznym kajaku, czy może mieli przerwy duże. No a my ten ich rekord pobiliśmy w niecałe 5 dni, czyli to były okolice Malborka, praktycznie żeby wpisać się do księgi mogliśmy już w Malborku wysiąść i zapisaliby, że ten ich rekord byłby w krótszym czasie zrobiony, no i dopłynęliśmy i w tym czasie, nasi koledzy bukmacherzy od tego co tam liczyli tą naszą cała …. pomylili się coś z czasmi i powiedzieli, odpocznijcie sobie chłopaki, macie dużo czasu. No ale co tam odpoczniesz, nie dasz rady,  położysz się i cały czas myślisz, ręce, wszystko poobcierane, już wiosła nie mogłem w ogóle trzymać, wtedy nas trener Kaziu ….. , wziął skarpetki miał taki eleganckie frotowe, powyciągał tylko na kciuka, ubrał mi te skarpety i mówi dajesz Andrzej dasz radę, mówi.

K: dobry pomysł

A: no dobry pomysł, ale to też od razu psychicznie cię tak, co mówi, już nie daleko. No ale, żeśmy ruszyli, a ja się naglę patrzę, przcież brakuje nam czasu, bo jak żeśmy pisali …marszrutę.., to  żeśmy zakładali, że pierwszy dzień, dzień w dzień płyniemy średnio 8-9 km, w nocy 4, i to tak się liczyło kiedy mamy dopłynąć, a tu właśnie wyszło, że te ostatnie momenty, póki żeśmy jeszcze płynęli Wisłą, to było jako tak, a jak myśmy już wpłynęli na martwą Wisłę, to tam było jakieś 70 km stojącej wody, wiesz boczny wiatr taki, pamiętam płynęły dwie dwójki z MRKS-u (?) trener przywiózł ich na stopień wodny i oni nas chcieli na fali dać, ale nie dało rady, bo nas co chwile ten boczny wiatr tak nas spychał. Ale w końcu powiedziałem chłopaki płyńcie tam sobie, ja się tam będę chował  trzcinach, szuwarach. No i dojechaliśmy, bo tam dalej płynął z nami od Bydgoszczy, jaki statek pasażerski z kapitanem z obsługą no i ten, tego statku już nie wpuścili, na ten port wojenny i tak dalej, stocznie remontowe do samego Westerplatte, już przy wieżowcach, fala też tak duża była, że musieliśmy te pływaczki rozłożyć na kajaku, takie stabilizatory,że jak n noc przykładowo żeśmy płynęęli, to wiadomo, że nie widzisz nurtu, nie widzisz niczego, a przy tobie jak, że jeden odpoczywa, a były takie momenty, że jeden odpoczywa, bo ster był z przodu i z tyłu, to kto tą łódką mógł sterować spokojnie i dopłynąć do końca no.

K: a w trakcie tego płynięcia, nie przyszedł wam taki pomysł do głowy, żeby  gdzieś zamówić taką płetwę i zamienić na większą.  

A: wtedy się patrzyło, żeby tylko płynąć, a nie tylko kombinować, nie no mówię na tych momentach spokojnych to się sprawdzało, tylko były takie newralgiczne jak  wiatr jest duży, to wiesz, że cię spycha, bo ten ster nie jest w stanie zadziałać, przecież nie mieliśmy pod koniec tyle siły, żeby płynąc dużo szybciej, żeby on mógł sterować 

K: którego września wpłyneliście na Westerplatte?

A:   1 września tam były uroczystości chyba o godzinie 13, a my żeśmy się spóźnili jakieś 45 minut, ale tam przez megafony, to wszystko, mówili, że już kajakarze są blisko, więc ci wszyscy ludzie co są po tej uroczystości wszystko to stało na nabrzeżu, czekało aż przyjedziemy, to płynęli, tam wtedy ten statek Dar Pomorza stał, to jak się człowiek przybliżył, to nie było jak wysiąść dopiero jak nas na taką łódkę wzięli przewieźli gdzieś tam z boku i na brzeg. Jak wysiedliśmy to takie miałem odczucia jakbym miał zaburzenia błędnika, ze słabości czy czegoś, jakbym pił normalnie gorzałę, więc normalnie, dopiero po jakimś czasie, przebrałeś się, oddychnąłeś  i dopiero pozycję pionową przyjąłeś, człowiek leży śpi i nagle wstanie to też ma takie zaburzenia, coś się dzieje z równowagą. No i tam później to wszystko, to poszliśmy z tą całą delegacją, tam z gdańskich klubów zrobili takie, jakbyś do ślubu szedł, przeszliśmy pod tym i złożyliśmy proch, trwało to może ponad godzinę i później uroczyste zakończenie było już w siedzibie rady głównej, znaczy rady Startu w Gdańsku, byli wszyscy (?), trenerzy, którzy przyjechali z Bydgoszczy, Krakowa. No i po tym po odpoczynku rozjechaliśmy się do domów. Także mówię, jest co wspominać, ale teraz wątpię żebym się drugi raz na to odważył

K: wszystko młodość, młodość i wytrenowanie. 

Powiedz mi taką rzecz, czy ty kiedyś próbowałeś policzyć sobie ile w przeciągu całej swojej kariery kajakowej przepłynąłęś kilometrów? 

A: Liczyłem, to wyszło, że opłynąlbym dwa razy kulę ziemską. No bo jako zawodnik trenowałem 26 lat, raz bardziej intensywni raz mniej. Liczyłem, że się rocznie pływało w granicach 3 i pół  do 4 i pół tysiąca kilometrów. No to 10 lat masz 40 tysięcy, 20 lat 80.

Później jak już chodziłem do szkoły, to nie przychodziłem na trening posiedzieć, pobawić się, tylko wsiąść zrobić trening i lecieć dalej, bo na mnie czekały inne obowiązki.